Niezła wiocha

Jestem typowym mieszczuchem. Dorastałam w blokowisku. Z koleżankami bawiłam się głównie na trzepaku, obok największej atrakcji podwórka- olbrzymiej wierzby, na której chciał się huśtać każdy dzieciak.

Mieszkając na dużym osiedlu nieświadomie przysposobiłam sobie anonimowość i znieczulicę. W mieście wręcz nie wypadało interesować się sąsiadami. Znałam rodziny z mojego piętra i kilku sąsiadów z tej samej klatki. 

Żeby zaistnieć i znaleźć się na językach osiedla, trzeba było się naprawdę postarać. Nie wystarczył nietypowy strój, czy odjechana fryzura. Nawet podpity sąsiad, wracający do domu wężykiem, nie robił na nikim wrażenia. Sławę na osiedlu zdobywali głównie wandale i bandziory.

Co innego na polskiej wsi…

Od kilku lat regularnie spędzam czas na dolnośląskich wsiach. I nie mam tu na myśli wrocławskich sypialni typu Smolec, czy Święta Katarzyna. Mówię o wioskach, gdzie liczba mieszkańców nie przekracza tysiąca. 

Co ludzie powiedzą

Miejscowości te rządzą się swoimi prawami, a ich przewodnim sloganem mogłoby być powiedzenie: Co ludzie powiedzą lub co ludzie pomyślą. 

Osoby, które wychowały się w dużym mieście, będą to miały w przysłowiowej dupie, co tam sąsiad sobie o nich pomyśli. Ludzie z wiosek niestety nie.

Tutaj wystarczy przyjechać spoza gminy, żeby rzucać się w oczy, jak kolorowy pies. Chcesz pójść na spacerek po wioseczce? Miej świadomość, że w przydrożnych okienkach firanki będą aż trzeszczeć.

Spacery po polach, wyludniona przestrzeń i świeże powietrze to moje antidotum na przebodźcowanie wrocławskim zgiełkiem i pracą przy komputerze. 

Nie myślcie jednak, że po wylądowaniu na takiej wiosce ugości was wolność i swoboda. Wręcz przeciwnie. 

Tutaj wielu rzeczy po prostu robić nie wypada. Iść na spacer, kiedy ludzie idę do kościoła? Bój się Boga. Biegać lub chodzić z kijami, po całkiem niezłych wiejskich chodnikach? Noł goł. 

Ludzie na wiosce bacznie się obserwują. Wiedzą, kto, z kim i kiedy. Większość zna się od pokoleń i nieważne, czy udało się komuś na przestrzeni lat poprawić swój byt, czy wyprostować kręgosłup moralny. Łatka przyklejona danej rodzinie parę pokoleń temu, będzie się jej trzymać na wieki. 

Na wsi swobodnie czuję się z dala od drogi i domów. Od święta chodzę również do wioskowego kościoła. Mieszam się wtedy z tłumem innych przyjezdnych.

Na tym etapie życia mieszkać na wsi nie zamierzam. Dobrze mi w mieszkaniu z ogródkiem i sąsiadami, którzy rotują tak często, że nie da rady się do nich przyzwyczaić. 

A jak to wygląda u was? Czy marzycie o własnym domu pośród niczego? A może zamierzacie przeprowadzić się do większego miasta lub na odwrót?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Czytaj również