I tak po prostu: Seks w wielkim mieście

Serial Seks w wielkim mieście zaczęłam oglądać mając dwadzieścia parę lat. Wtedy koncentrowałam się głównie na wątkach miłosnych fabuły. Odcinki oglądałam po polsku, często nie po kolei, z doskoku.

Dziesięć lat później do serialu wróciłam ponownie. Tym razem oglądałam SATC w oryginale, sezon po sezonie. Był to jeden z moich sposobów uczenia się języka angielskiego. Żartowałam wówczas, że po angielsku znam więcej sprośnych słów niż wyrażeń czysto biznesowych, które potrzebne mi były w pracy.

Carrie, Samantha & Co stały się moimi towarzyszkami na kilkanaście miesięcy. Byłam zachwycona filmowymi kreacjami, stylem i poziomem życia bohaterek. 

Godzin spędzonych na oglądaniu serialu nie żałowałam. W trudnych chwilach był on dla mnie odskocznią od rzeczywistości. W sytuacjach stresujących dawał relaks i zapomnienie. 

Był nawet moment, kiedy marzyłam o tym by żyć jak Carrie i jej przyjaciółki. Moje spotkania i rozmowy z koleżankami i tak wyglądały bardzo podobnie. Brakowało mi tylko kariery, pieniędzy i Mr Biga. Zamiast oszczędzać i inwestować, zaczęłam jeść w restauracjach, kupować designerskie ubrania i torebki. Randkować na potęgę w poszukiwaniu tego jedynego.

Pewnego dnia zachorowałam i musiałam zostać zoperowana. Spędziłam 3 tygodnie w szpitalu, a później 3 miesiące na rekonwalescencji. Moje życie było dalekie od ideałów propagowanych w moim ulubionym serialu. 

Wtedy zaczęłam postrzegać SATC jako hollywoodzką bajeczkę, daleką od rzeczywistości. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego tak niewiele mówi się w nim o rodzicach, rodzeństwie, czy w ogóle o więzach rodzinnych całej czwórki. Niedorzeczny wydawał mi się zachwyt bohaterek nad kolejną parą butów, kolejnym romansem, czy nowo otwartą restauracją. Nie to było wtedy dla mnie ważne. 

Do oglądania SATC nie wracałam przez kilka lat.*

I tak po prostu

Minęła kolejna dekada i Seks w wielkim mieście pojawia się w moim życiu ponownie. 

Kojarzyłam, że HBO ma zamiar kontynuować historię Carrie, Charlotte i Mirandy. Wiedziałam też, że Kim Cattrall odrzuciła rolę Samanthy. Myślałam więc, że produkcja nie doszła do skutku. 

Przeczesując internet natknęłam się na informację, że HBO ukończył nagrywanie kolejnego sezonu- I tak po prostu został nowym tytułem serialu Seks w wielkim mieście.

Ale miałam radochę. Odezwała się we mnie dawna sympatia do Sarah J. Parker, sentyment do czasów młodości, w której SATC odegrał dużą rolę. Od razu wykupiłam HBO MAX i obejrzałam w pierwszej kolejności dokument ukazujący kulisy produkcji kontynuacji serialu.

Jak widać na załączonym obrazku, aktorki sporo się postarzały i upływu czasu nie dało się zakamuflować ani fryzurami ani makijażem. Pomyślałam, że niezależnie od tego ile masz kasy i makijażystek wokół, wieku nie oszukasz. Gęba prawdę ci powie i żadne wypełniacze i botoksy tutaj nie pomogą. Istnieją naturalnie wyjątki. Jednym z nich jest Justyna Steczkowska. Fenomenalna uroda i figura, której czas nie jest w stanie pokonać.

I tak po prostu nowe odcinki

Po obejrzeniu 4 odcinków I tak po prostu mam mieszane uczucia. Mam wrażenie, że reżyser chciał aby dziewczyny były takie jak dawniej, a przecież przez te paręnaście lat powinny były się jednak mentalnie rozwinąć. 

Charlotte nadal oburza się na teksty dotyczące nietypowej seksualności, a przecież żyjąc w Nowym Jorku już nic nie powinno jej szokować. 

Odnoszę wrażenie, że bohaterki zostały wybudzone z hibernacji i zdziwione przyglądają się dzisiejszym realiom. 

I tak po prostu
Seks w wielkim mieście

Wystrój wnętrz, stylizacje i kostiumy nadal mnie zachwycają. Jednak widok Carrie, która w biały dzień wychodzi na ulicę Nowego Jorku w balowej czerwonej sukni i 15 centymetrowych szpilkach szybko mi przypomina, że to filmowa bajka. 

Brakuje mi w serialu przeciętnych ludzi. Tam wszyscy są kimś i mają o wiele więcej niż 10 szaraków razem wziętych. Trudno mi poważnie spojrzeć na problemy omawiane w filmie, czy zidentyfikować się z bohaterkami, skoro są one tak nierealne i oderwane od mojej rzeczywistości.

Oglądając nowy Seks w wielkim mieście dobrze się jednak bawię. Niektóre dialogi i sceny są prześmieszne. Scenografia i charakteryzacja to uczta dla moich oczu. 

Jestem ciekawa, jak potoczą się losy Carrie, jak stawi czoła samotnemu życiu po 50 tce. Coś co wydawało się ekscytujące i pełne możliwości trzydziestolatce, 20 lat później może napawać lękiem i zniechęceniem. 

Zadaję sobie pytanie, gdzie ja chciałabym widzieć siebie za 10 lat? Odpowiedź przychodzi szybko: w zdrowiu, w pogodzie ducha, wśród dobrze usposobionych ludzi. Na słońcu, wśród natury, z ukochanym, z laptopem bądź książką. Bez kredytu, z oszczędnościami i lubianą pracą. 

Cała reszta to poboczne szumy, bez których mogę się obyć i które można modyfikować mając powyższe. 

A jak to wygląda u was? Jesteście w miejscu, gdzie zawsze chciałyście być?

*Jako fanka Seksu w wielkim mieście obejrzałam oczywiście oba pełnometrażowe filmy. Na pierwszej części byłam z Ingrid, czyli Samantha w prawdziwym wydaniu, o której pisałam tutaj.  Druga część nie zrobiła na mnie wrażenia i nawet nie pamiętam, gdzie i z kim ją widziałam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Czytaj również